Z cyklu: użalamy się nad sobą, czyli o powrocie z domu,
którego już nie ma.
Kryptonim: domowe zapiski
Zawsze pierwsze co widzę po powrocie do domu i po tym jak
wysiądę z pociągu to nasza szkoła. Pamiętam doskonale jak śmialiśmy się z jej
imienia, jak chodziliśmy dookoła i gadaliśmy o głupotach. Stacja Zazamcze nigdy
się nie zmieni. To niby pięć minut drogi od mojego mieszkania, ale zawsze ledwo
wytrzymuję. Przypomina mi się jak chodziliśmy zimą na cappuccino, a latem na
długie spacery, jak mówiliśmy sobie tajemnice na jedenastym piętrze Twojego
bloku, jak chowałeś przede mną swoje zdjęcia z dzieciństwa, ale i tak zawsze
zdążyłam je zobaczyć, zieleń i sosna w Twoim pokoju i tysiące książek po
angielsku i niemiecku. Pamiętam jak chodziliśmy po lesie, jak jeździliśmy na
rowerach, jak dawałeś mi lizaki, mimo że nigdy na nie nie zasługiwałam, jak
pozwalałeś mi malować w swoich zeszytach i trzymałeś te rysuneczki przez lata,
jak bałeś się, że się gniewam, a na Ciebie nigdy nie umiałam być zła, jak spędzaliśmy
noce na polu tylko ze świeczkami i żałuję, że nie powiedziałeś mi wszystkiego
już wtedy. Jak rozumiałeś, że milczenie mam wpisane w naturę i akceptowałeś to
i mogliśmy tak milczeć nawet miesiące i to niczego nie zmieniało w przyjaźni
trwającej dziesięć lat. I jak rozumiałeś i opowiadałeś mi głupoty, żebym przez
chwilę o niczym nie myślała i jak byłeś zawsze w pobliżu nawet jak Cię o to nie prosiłam. Jak byłeś z boku i czekałeś.
I jak kazałam Ci iść do okulisty, jak dawałeś mi kwiaty w najmniej spodziewanych
momentach, jak jedliśmy serki na kolacje, jak oboje nie mieliśmy telewizji i
oboje nie pamiętaliśmy tych samych nazwisk. I zawsze jak wracałam do pustego
domu, to wiedziałam, że czekasz jak tylko się odezwę, jak będziemy tysięczny
raz chodzić po bulwarach i wspominać nasze liceum. Jak pamiętałeś każdy
szczegół z mojego życia a ja z Twojego, jak śmialiśmy się z tego, że się
starzejemy i jak zawsze mogliśmy rozmawiać o tym samym i nigdy nam się to nie
nudziło. Jak wiedziałeś, że nie mam sił decydować. Jak widziałeś we mnie tylko te dobre rzeczy, jak zawsze we mnie
wierzyłeś i nasze lody po maturze i jak dla Ciebie było zawsze oczywiste, że
zostanę lekarzem. I zawsze wiedziałeś kiedy jest śmiesznie a kiedy dziwnie. I
zawsze czekałeś na mnie, bo do różnych rzeczy dochodziłam innymi drogami. I jak
dawałeś mi korepetycje z fizyki, ale ostatnią rzeczą jaką robiliśmy to nauka. I
jak kłamałeś, że moje ciasto było dobre, a może rzeczywiście było. Przecież
nigdy nie kłamałeś. I jak zawsze wmawiałeś mi, że schudłam, mimo że wcale tak
nie było. I jak śmiałeś się, że nie mówię sąsiadom dzień dobry, bo w
dzieciństwie byłam zbyt nieśmiała i zostało mi tak do teraz i rozumiałeś to,
nigdy mnie nie osądzałeś i akceptowałeś taką jaką zawsze byłam. I jak myślałam,
że mnie nie lubisz i jak bardzo byłeś zdziwiony, bo to nie była wcale prawda. I
jak martwiłam się o Twojego tatę jak o własnego. I jak nasze mamy zawsze o nas
rozmawiały. I jak tylko Ty rozumiałeś jak to jest z tą chorobą, jak to jest
czekać i być bezsilnym i jak to jest tracić najważniejsze osoby. A teraz
żałuję, że pewne rzeczy zrozumiałam zbyt późno i że już nic tego nie zmieni i
tęsknię, bo jesteś zbyt daleko ode mnie i o trzy metry za głęboko.