Śmieszna historia. Ufasz komuś i kochasz przez cztery lata, pojawia się problem i ktoś Cię zdradza. To już nie jest pustka i złamane serce, to jest miazga, bo zmiażdżyłeś wszystko, co ciężkim trudem starałam się odbudować w sobie przez ostatnie pięć lat po śmierci moich rodziców. Zraniłeś mnie do szpiku kości i zdradziłeś. Koncertowo udało Ci się doszczętnie mnie zniszczyć. Tak zawieść się na człowieku można tylko raz w życiu, bo nigdy już nie będę w stanie nikomu tak mocno zaufać i otworzyć się. No cóż, może nie zasługuję na to, żeby spotkało mnie coś dobrego. Nie potrzebuję teraz Twojej przyjaźni tylko po to, żebyś moim kosztem leczył swoje wyrzuty sumienia. Nie mam siły na więcej. Chcę już tylko amnezji i spokoju, bo osiągnęłam właśnie granicę tego, co jestem w stanie wytrzymać. Z drugiej strony ciekawa jestem co ma w głowie kobieta, która poznaje mnie, a tydzień później umawia się na randkę i całuje (jeszcze) mojego chłopaka. Nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć w karmę.
Z dedykacją dla Ani i Jędrzeja - osób, dzięki którym wyleczyłam się z naiwności, optymizmu, ufności wobec innych i resztek szczęścia.