15 czerwca 2015

10 czerwca 2015

Przygoda

Z okazji ostatnich minut moich imienin nie życzę sobie szczęścia, bo szczęście to podejście do życia i jest się szczęśliwym tylko wtedy, gdy podejmie się taką decyzję. Nie można go dostać w pudełku. Nie życzę też sobie wszystkiego najlepszego, bo wtedy człowiek nie zauważa istotnych spraw, traci czujność i niczego się nie uczy. Życzę sobie za to samych dobrych ludzi wokół mnie i wiary w nich, którą straciłam, mobilizacji i czasu, żeby starczyło mi go na wędrówki wzdłuż i wszerz Tatr, na spacer w deszczu po Londynie, na wypicie kawy w Paryżu z widokiem na wieżę Eiffla, na zobaczenie corridy w Hiszpanii, na opalanie się w Grecji, na odwiedziny kumpla w Albanii, na safari w Afryce, na zobaczenie piramid w Egipcie i fiordów w Norwegii, na zrywanie tulipanów w Holandii, na przejażdżkę na słoniu w Indiach i wypoczynek w Tajlandii, na szaloną noc w Bangkoku, na zwiedzanie Chin, na pomachanie pingwinom z Madagaskaru, na zobaczenie zorzy polarnej, na zgubienie się w tłumie ludzi w Japonii, na kupienie sombrero w Meksyku, na karnawał w Brazylii, na karmienie lemura kulkami ryżu, na pływanie z delfinami i głaskanie dziobaka po brzuchu w Australii. Życzę sobie, aby każdy dzień był niekończącą się przygodą. I niezmiennie już, życzę sobie też dwadzieścia lat młodszego Colina Firtha za męża! :)

Hozier - Work Song