23 maja 2015

Zdrada

Śmieszna historia. Ufasz komuś i kochasz przez cztery lata, pojawia się problem i ktoś Cię zdradza. To już nie jest pustka i złamane serce, to jest miazga, bo zmiażdżyłeś wszystko, co ciężkim trudem starałam się odbudować w sobie przez ostatnie pięć lat po śmierci moich rodziców. Zraniłeś mnie do szpiku kości i zdradziłeś. Koncertowo udało Ci się doszczętnie mnie zniszczyć. Tak zawieść się na człowieku można tylko raz w życiu, bo nigdy już nie będę w stanie nikomu tak mocno zaufać i otworzyć się. No cóż, może nie zasługuję na to, żeby spotkało mnie coś dobrego. Nie potrzebuję teraz Twojej przyjaźni tylko po to, żebyś moim kosztem leczył swoje wyrzuty sumienia. Nie mam siły na więcej. Chcę już tylko amnezji i spokoju, bo osiągnęłam właśnie granicę tego, co jestem w stanie wytrzymać. Z drugiej strony ciekawa jestem co ma w głowie kobieta, która poznaje mnie, a tydzień później umawia się na randkę i całuje (jeszcze) mojego chłopaka. Nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć w karmę.

Z dedykacją dla Ani i Jędrzeja - osób, dzięki którym wyleczyłam się z naiwności, optymizmu, ufności wobec innych i resztek szczęścia.

6 komentarzy:

  1. smutna historia. też teraz smutną przechodzę. dowiedziałam się wczoraj, że on nie wie czy mnie chce, że nie jestem tą i teraz już wiem co było nie tak. własnie to. a ja głupia robiłam wszystko i szukałam winy w sobie... a co teraz? nie wiem. jeszcze nie wiem.
    3maj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz, jak dobrze Cię rozumiem. Dwa lata temu pojawił się w moim życiu ktoś, kto wymyślił sobie, że mnie oswoi jak liska z Małego Księcia. Był pierwszym mężczyzną, któremu zaufałam, a gdy zdiagnozowano u mnie nowotwór, ewakuował się do innego miasta i szybko znalazł tam kolejną "pokrewną duszę". Wyparł się wszystkich obietnic. Wspaniałomyślnie życzył mi szczęścia i dał słowo, że nigdy mnie nie zapomni. Nie było go przy mnie, gdy stawałam na nogi po leczeniu, ani gdy umierał mój Tata. I nie, nie nienawidzę go, po prostu jest mi go żal. Bo on chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym mnie zostawił. I wiesz, to jest tak niewyobrażalnie trudne, no bo jak w tych zwariowanych czasach "papierowej miłości" wytłumaczyć komuś, że serce rozsypało Ci się na milion kawałeczków? Jak wytłumaczyć, że po jego odejściu poczułaś się tak, jakbyś się przed nim rozebrała do naga, pokazała całe swoje wnętrze - patrz, tu po lewej moje serce, ta blizna to po śmierci dziadka, dalej płuca, możesz dotknąć, a to żebro ostatnie tak śmiesznie się zrosło, prawda? - a on tylko zerknął znudzony, obrócił się na pięcie i zostawił Cię samiuteńką?
    Przytulam ciepło. F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Papierowa miłość" - jakże trafne określenie. Po co się starać i coś naprawiać skoro można zgnieść tą miłość jak kartkę i wyrzucić. Niestety zgadzam się w stu procentach. Ściskam i życzę dużo zdrowia!

      Usuń
  3. Eh...
    W rej całej opowieści, którą z autopsji znają miliony ja gram tego co"zmiazdzyl wszystko" i na własne uszy usłyszał,że "zranił do szpiku kości"... I też muszę z tym żyć... I chociaż bardzo żałuję...juz nie mam szans... Nigdy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... po czasie jedyną myślą dodającą otuchy jest to, że czasami pewne rzeczy muszą się wydarzyć, żebyśmy zebrali doświadczenie i wyciągnęli wnioski. I nie ma znaczenia po której stronie się stoi - tej skrzywdzonej czy wyrządzającej krzywdę.

      Usuń